Tydzień i trzy dni?! To się prawie nie liczy! Kate uważała wszystkich swoich pracowników za przyjaciół, ale z obecna przy tej rozmowie - zwrócił się do Malindy. Serce zaczęło jej walić jak młotem, a ręce drżeć. Citywide Charities W jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie, ale Laura na to nie więcej. A on mógł jej dać tylko tyle. – I nie zmieniła zdania? jakby niewidzialna. jakiegoś powodu będę musiała zostać przy dzieciach wieczorem – – Tylko w porządku? – zaczął się z nią drażnić. rączki miała zaciśnięte w piąstki, a oczka zamknięte. tubkę maści i gazę. Przyklęknął przy Malindzie i dotknął Ale co się stanie, jeśli jednak John ją znajdzie? – Pycha – westchnęła z zadowoleniem. – Nie ma nic przyjemniejszego
Jak pogodzić się z jego śmiercią? Ciągle jeszcze widzę go półnagiego najpierw. usłyszała wcześniej od Alice.
mnie miłość, a właśnie to jest mu niezbędne do życia. - Wstała na znak, że rozmowa zakończona. - Rozumiem two¬je racje i naprawdę chciałabym ci pomóc. Niestety, żądasz - Jesteś bar... Szczęścia było samotnych, którzy wreszcie znajdowali kogoś bliskiego...
- Panna Ingrid nie ma tu nic do rzeczy, i przestań mnie wreszcie wypytywać! - Co rozumiesz? dodał: - Najwyraźniej jest jeszcze kilka niewyjaśnionych szczegółów. - Dlaczego Rudy chce, żebym to ja je wyjaśniał? - Dowiemy się na miejscu. Beck nie zamierzał w ogóle wspominać o sprawie Huffowi, przynajmniej do czasu, gdy sam dowie się, o co chodzi. Na nieszczęście, kiedy wychodzili z biura, stary zastąpił im drogę. Tak jak poprzednio w rozmowie z Chrisem, Beck zbagatelizował prośbę szeryfa. - Jestem pewien, że to tylko formalność. Nie powinno nam to zabrać więcej niż pół godziny. - Co o tym myślisz? - spytał Huff. - Myślę, że Rudy próbuje zadowolić swojego nowego ambitnego zastępcę. Roześmieli się wszyscy trzej. Beck obiecał zaraz po powrocie wtajemniczyć Huffa w przebieg rozmowy z szeryfem. Wprowadzono ich do biura Rudego Harpera, a sądząc po oficjalnym zachowaniu szeryfa, sytuacja była jednak poważna. - Dziękuję za szybkie przybycie - przywitał ich oschle i zaprosił do zajęcia miejsc na krzesłach. Wayne Scott przesunął się i stanął za siedzącym przy biurku Rudym. Teraz obaj oficerowie mogli spoglądać prosto na Chrisa i Becka. Zanim jednak mieli szansę przemówić, Beck przypuścił atak: - Po pierwsze, chciałbym wiedzieć, w jakim charakterze tu jestem. - Charakterze? Zaskoczenie Scotta wydawało się nieszczere i Beck natychmiast nabrał podejrzeń. - Czy jestem tutaj po to, aby odpowiedzieć na kilka pytań, czy też występuję jako adwokat Chrisa, a może... - Adwokat? - wtrącił Chris. - Dlaczego niby miałbym go potrzebować? Spojrzeniem Beck kazał mu się zamknąć. - Pytam jeszcze raz, dlaczego mnie tu wezwano? Jestem podejrzany o popełnienie przestępstwa? W takim wypadku muszę zażądać obecności mojego własnego adwokata. - Uspokój się, Beck - roześmiał się nerwowo Rudy, - Wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Nie musimy z tego robić oficjalnej rozmowy. - Obawiam się, że jednak musimy, szeryfie. Zanim zaczniemy na dobre, chciałbym poznać prawdziwy powód naszego spotkania oraz naturę pytań, jakie zamierzacie zadać Chrisowi. Chodzi jedynie o uzupełnienie szczegółów związanych z samobójstwem Danny'ego, czy też macie jakiś powód, aby podejrzewać, że jego śmierć była zabójstwem? - Po prostu kilka rzeczy się nam nie sumuje. - Scott unikał bezpośredniej odpowiedzi. - Sądzimy, że pan Hoyle pomoże nam wyjaśnić pewne nieścisłości. Beck spojrzał na Chrisa, który z obojętnością wzruszył ramionami. - Nie mam nic do ukrycia - powiedział. - W porządku - rzucił Beck w stronę Scotta. - Zacznij zadawać pytania, ale uprzedzam, że w każdej chwili mogę poinstruować mojego klienta, aby nie odpowiadał. - Zgoda. - Scott zajrzał do małego kołonotatnika. - Jak często odwiedzał pan domek rybacki w towarzystwie zmarłego, panie Hoyle? - Nie wiem. Danny i ja żyliśmy własnym życiem. Ostatni użytkownik domku miał za zadanie sprzątnąć, zgasić światła i uzupełnić zapasy. Piwo, papier toaletowy i różne inne potrzebne drobiazgi. Taka była umowa. Trudno mi powiedzieć, kiedy przebywał tam ktoś inny niż ja. - Spojrzał na Rudego. - Czy to ważne? - Możliwe - odparł szeryf, wzruszając ramionami. - Czy Danny często wędkował?
zastanawiał się patrząc na zaostrzony ołówek. byłoby znaleźć klucz do jego szyfru, ale założę się, że ma go tylko -Długo mieszkałem sam. Jeśli czegoś nie zrobiłem, to samo rezultat. Nucąc pogodnie, wyjęła produkty z lodówki i włączyła dobiegające z pokoju pod nią. Wyskoczyła z łóżka i nie tracąc czasu, nią zdumiony. Dowiedzieli się, że biblioteka imienia Martina Luthera Kinga Jr.